"Zdzierco, za dwa tygodnie sam będziesz się prosił". Kryzys na Mazurach
Po rekordowym sezonie wakacyjnym z 2020 roku i bardzo dobrym w 2021 roku na Mazurach obawiają się słabego sezonu. Według danych Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku średnie obłożenie hoteli i pensjonatów w regionie wynosi 60-70 proc. W poprzednich latach obłożenie wielu obiektów często przekraczało 80 proc., a nawet sięgało 100 proc.
To najdokładniejszy miernik zainteresowania wakacjami na Mazurach, ponieważ pracownicy centrum trzy razy w tygodniu zbierają ankiety od właścicieli kilkudziesięciu obiektów. Wynik uznawany jest za słaby, bo sformułowanie "średnie" oznacza, że są obiekty, w których tylko co piąte miejsce jest zajęte.
Adam Karol Kowalski ze szkoły sportów wodnych QRS Mazury w Giżycku nie potrzebuje ankiety. Według niego gołym okiem widać, że turystów jest mało. - Po widoku na jeziorach szacuję, że wynajętych jachtów jest mniej o jedną trzecią. W porze obiadowej są wolne stoliki, a tak nie było. Pusto jest przy wielu domkach kempingowych - opowiada przedsiębiorca.
To niejedyny taki głos.
Autem na Mazury? Ależ to gryzie w portfel
Wtóruje mu właściciel innej mazurskiej przystani. - Żeglarze z Krakowa, którzy mieli u mnie zarezerwowany czarter, właśnie zrezygnowali, tłumacząc, że budżet wyjazdowy rozbijają im koszty podróży samochodem. Może lekka przesada, bo przecież to jakieś 700 zł. To pokazuje, jak ludzie - dociśnięci inflacją - kalkulują koszty - relacjonuje. W WP opisywaliśmy niedawno, jak wybierając właściwą drogę, można oszczędzać na kosztach podróży - oto poradnik.
ZOBACZ TAKŻE: Tych błędów unikaj na wakacjach. "Nie smażmy się"
Rozmówca opowiada, że z powodu wyższych cen wczasowicze chcą skracać czas pobytu z pełnego tygodnia do 3-4 dni. Tymczasem wieloletnia mazurska tradycja mówi, że w lipcu i sierpniu wynajem apartamentów musi być na pełny tydzień z obiadokolacją, a czarter jachtu - też tylko od soboty do soboty.
- To są przykre rozmowy, kiedy dzwonią żeglarze z pytaniem o czarter na trzy dni. Gdy odpowiadam, że tylko na tydzień, słyszę: "Ty zdzierco, za dwa tygodnie sam będziesz się prosił o wynajęcie". Problem w tym, że słabo kalkuluje się sprzątanie i tankowanie kilkunastu jachtów wypożyczanych na dniówki - tłumaczy. Ponadto właściciele czarterowanych jachtów też płacą po kilka tysięcy złotych miesięcznie za samo parkowanie jednostek w porcie.
Nasz rozmówca przyznaje, że niektórzy właściciele przystani zachowali ceny na poziomie z lat ubiegłych, jednak wielu wywindowało je do stawek kosmicznych. Przykłady?
Postój jachtu w porcie z noclegiem załogi kosztuje już nawet 80 zł, czyli dwa razy więcej niż jeszcze niedawno. Auto na parkingu - 40 zł/dzień, w Mikołajkach nowy cennik za parkowanie w mieście jest wyższy niż w Warszawie. Jedna z przystani oferuje ognisko z przekąskami dla kilku osób za 600 zł. Jeśli doliczyć płatne ładowanie telefonu, toalety, dostęp do umywalki, prysznic, opróżnienie toalety (za wszystko obowiązują zazwyczaj odrębne opłaty) z drobniaków uzbiera się spora kwota.
- Jednak najbardziej nieprzewidywalny koszt to wyżywienie, bo przy większych ucztach w knajpie można zbankrutować po trzecim dniu - dodaje przedsiębiorca.
Burmistrz Giżycka zaprosił dwie telewizje. Liczy na tłumy
- Rzeczywiście dostrzega się jakby mniejszy ruch. Mamy początek lipca, więc za wcześnie na podsumowania. Ale po sezonach pandemicznych, gdy zajęte było 105 proc. miejsc, można było się spodziewać spadku. Do tego obecne warunki ekonomiczne też są niekorzystne. Ludzie rezygnują z wypoczynku na rzecz innych koniecznych wydatków - mówi Wojciech Iwaszkiewicz, burmistrz Giżycka.
Podkreśla, że na wakacje miasto zaplanowało kilka dużych imprez: z TVP, Polsatem, a także Hip Hop Festival, Mazury Air Show i Operację Boyen. - Po frekwencji na tych wydarzeniach będzie można więcej powiedzieć o podsumowaniu sezonu - dodaje burmistrz.
O tym, że turyści zaciskają pasa, mówi też Robert Kempa, dyrektor Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku. - Niepewna sytuacja ekonomiczna zmusza wiele rodzin do zastanowienia, czy luksus w postaci wakacji to jest coś, na co nas stać. Widać to szczególnie po małej frekwencji w najtańszych kwaterach. Słyszę, że w obiektach, gdzie czteroosobowa rodzina rezerwowała zazwyczaj dwa pokoje, teraz wstawia się dostawki do jednego pomieszczenia - komentuje dyrektor Kempa.
Uważa, że nie wszyscy mają powód do narzekań. W regionie są też hotele, które niezmiennie cieszą się popularnością i są zajęte w 100 proc.
- Dwa poprzednie sezony były bardzo dobre, wręcz rekordowe, bo Polacy - zatrzymani w domach przez obostrzenia - od razu 1 lipca rozpoczynali szturm. W tym roku będzie inaczej. Swobodnie można podróżować do Turcji czy Grecji. Sądzę, że to te zagraniczne kierunki podebrały nam sporo turystów - podsumowuje.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl