"Nu dawaj 400 litrów". Na Podlasiu są już przemytnicy taniego paliwa z Białorusi
- Na pewno pojadę na Białoruś, choćby tylko zatankować auto. Mam duży bak i starczy mi na dwa, trzy tygodnie - zarzeka mieszkaniec Gródka na Podlasiu. To tylko 17 km od granicy w Bobrownikach. Od 1 lipca można ją przejechać bez wizy na tanie zakupy po białoruskiej stronie.
Władze Białorusi informowały, że zniesienie wiz to gest dla ułatwienia "dobrosąsiedzkich stosunków". Wcześniej białoruski dyktator opowiadał w swojej telewizji, że przez sankcje Polacy tak zbiednieli, że stoją przy granicy błagając o sól i kaszę - pod koniec tekstu wyjaśniamy, dlaczego reżim potrzebuje tego przekazu.
- Sól i kaszę mam. Nigdy nie brakowało - śmieje się właścicielka sklepu spożywczego w Gródku i pokazuje pełne półki. - W życiu tam nie pojadę! Nie po tych zamieszkach, które organizowali na granicy. Słyszałam, że sporo osób już jeździ, ale moim zdaniem to jest pomaganie reżimowi. Pokażą pana w telewizji, że Polacy z biedy jeżdżą na Białoruś - ostrzega.
Burza na Podlasiu. Kupować tanie paliwo z Białorusi?
W Gródku słyszymy jeszcze, że "zakupy za granicą to normalna rzecz", "tańsze są także papierosy", ponadto " Łukaszenka rozpoczyna wojnę z Orlenem", a lokalni "starzy przemytnicy paliwa wrócili już do zajęcia". Zdania są tak podzielone, że lokalne Radio Białystok zorganizowało na antenie debatę o tym, czy w ogóle jeździć na Białoruś.
- W Polsce jest drogo i to prywatna sprawa każdego z nas, jak chce się bronić przed wysokimi cenami. Można kupować na Białorusi, ale dla siebie, nie na handel, który by szkodził naszym firmom - rozstrzyga racje obu stron kolejny rozmówca w Gródka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
ZOBACZ TAKŻE: W PiS chcą wymienić premiera? "Kaczyński serdecznie podziękuje Morawieckiemu"
Białoruski Komitet Graniczny twierdzi w komunikatach, że z ruchu bezwizowego korzysta nawet ponad 400 Polaków dziennie. Podlaska straż graniczna podaje, że ruch na przejściach się nie zwiększył. Wirtualna Polska wybrała się na granicę, by sprawdzić, jak wygląda sytuacja w Bobrownikach. Po zorganizowanym, przy udziale białoruskich służb, jesiennym szturmie migrantów na Kuźnicę, to jedno z dwóch czynnych przejść z Białorusią.
Już przy wyjeździe z Białegostoku tablice drogowe informują, że przed Bobrownikami na drodze 65 utworzyła się 20-kilometrowa kolejka TIR-ów. Kierowcy ostrzegają się, że wymijanie zatoru na jednopasmowej drodze jest męczące. Lepiej jechać bocznymi drogami i wyskoczyć na trasę tuż przy Bobrownikach - radzą.
Na trasie wiodącej przez Krynki i Kruszyniany ruch jest niewielki, ale należy się liczyć z kontrolami wojska i Straży Granicznej. To echa kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią. - Nie powiedziałbym, że mamy już z tym spokój - tłumaczy pogranicznik, który zatrzymuje mnie do kontroli jako potencjalnego kuriera migrantów. Sprawdzana jest większość aut z obcymi rejestracjami.
Tanie paliwo z Białorusi w Polsce. Dzięki mrówkom
Na przejściu w Bobrownikach, obok sznura TIR-ów, w kolejce do szlabanu stoi tylko pięć aut osobowych. Polaków jadących po sól i kaszę od Łukaszenki nie widać. To Białorusini. - Paliwo po naszej stronie kosztuje litr za dolara, a na złotówki to będzie 4,50, czyli dla was to tanio - tłumaczy Białorusin w aucie na podlaskich numerach rejestracyjnych. - Na tankowanie trzeba podjechać do Wołkowyska, bo przy granicy ceny jak w Polsce - mówi. Potwierdza, że tańsze paliwo można kupić też w Polsce, ale cena będzie wynosić ok. 6 zł.
Instruuje, że trzeba szukać kierowców volkswagenów passatów B4 (produkowane w latach 90.) oraz starych modeli audi. Do baków tych aut wchodzi 100 litrów paliwa. Ich kierowcy, niczym pracowite mrówki, przewożą paliwo z Białorusi do Polski. Szlak "mrówek" wiedzie wzdłuż zakorkowanej drogi 65. Mijam tu sześć passatów, które w innych częściach Polski są już rzadko spotykane. Zagadywani kierowcy wzruszali ramionami: - Ja już na pusto wracam.
- Dziś paliwo po 6 złotych - oświadcza kierowca TIR-a, stojącego na parkingu niedaleko Gródka. - Ile pan potrzebuje? 50 litrów? A to nie. Ja mogę sprzedać 400. Nu dawaj zbiornik i podjedź wieczorem. My tu będziemy - zachęca, zaciągając wschodnim akcentem. Inny mężczyzna z parkingu proponuje paliwo za ok. 5 zł, tylko trzeba go podwieźć do słupka nr 207 przy trasie. Tam ma zaparkowane auto. - Weź wąż i kanistry. Sprzedam, ile chcesz - oświadcza.
Kilkaset metrów dalej widać pierwszego klienta i sprzedawcę, trwa przelewanie paliwa do baniaków.
- Ja nie kupuję tego paliwa. Nie umiem ocenić na oko, czy wleją 30 litrów, czy 20 litrów. Bałabym się, że to chrzczone i uszkodzę samochód - komentuje właścicielka renault z woj. łódzkiego. Jako jedyna deklaruje, że jedzie na Białoruś bez wizy. Jest na wczasach ze znajomymi. Odwiedzili meczet w Kruszynianach, teraz chcą zobaczyć Grodno i wrócić tego samego dnia. Wracając, oczywiście zatankuje pod korek.
Do czego Łukaszenka potrzebuje polskich turystów?
"Mieszkaniec Polski dziękuje prezydentowi Łukaszence za ruch bezwizowy", "Mieszkańcy Polski: białoruski chleb i masło są pyszne, benzyna jest tańsza - zatankujemy", "Na Białorusi wszystko idzie ku lepszemu", "Nareszcie możemy spojrzeć na siebie z uśmiechem", "Ruch bezwizowy to bardzo miła niespodzianka", "Polak: Kupiłem tu piękne spodnie i koszulę. Wrócimy" - to tytuły tekstów i cytaty w relacjach państwowej agencji informacyjnej Belta. Mają pochodzić od Polaków, którzy rzekomo odwiedzili Białoruś.
- Oni się zbroją, a to jest nasza miękka siła wobec Zachodu. Niech przyjeżdżają, oglądają i kupują - mówił z kolei o turystach białoruski politolog Aleksiej Awdonin.
Dziennikarze białoruskich opozycyjnych mediów komentują, że to tylko propagandowe bajki. - Nagłe otwarcie granic dla Polaków, Litwinów i Łotyszy to próba ratowania białoruskiej gospodarki. Reżim liczy na niewielki, ale jednak zastrzyk zachodniej gotówki. Przyjezdni mieliby kupować w białoruskich sklepach towary, których Białoruś nie może już eksportować. Wspierając Rosję w jej inwazji na Ukrainę, Mińsk stracił wielu zachodnich partnerów handlowych - donosi nadająca z Polski TV Biełsat.
W podobnym tonie sprawę komentuje Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, ekspert w dziedzinie dezinformacji i propagandy. - W białoruskim obrazie rzeczywistości Białoruś jest państwem kwitnącym pod rządami Łukaszenki. Miasta pięknieją w oczach, a spokój i dobrobyt szokuje mieszkańców "pogrążonej w kryzysie Polski". Poprzez daną aktywność strona białoruska stara się przekonać obywateli, iż nie warto migrować do Polski - uważa.
- Emitowanie tych przekazów ma również na celu dekonstrukcję pozytywnego obrazu Polski, kraju postrzeganego jako państwo bogate i gwarantujące swoim obywatelom wyższy poziom życia niż oferuje Białoruś czy Rosja - podsumowuje Michał Marek.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl