Narty nie tylko w Tatrach. Ale w niższych górach to coraz bardziej ryzykowny biznes
Artykuł powstał we współpracy z firmą FCA Poland, która udostępniła naszym autorom samochód Jeep. Jest częścią zimowej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Jeśli na narty, to nie tylko w Tatry, Bieszczady, Beskidy czy Karkonosze. Dwa stoki narciarskie działają niemal w centrum Kielc, a na terenie całego województwa świętokrzyskiego znajdziemy kolejne pięć. Aby dostać się do części z nich, wystarczą niespełna dwie godziny drogi samochodem z Warszawy.
Narciarstwo w Świętokrzyskiem to łącznie kilkanaście tras i wyciągów, jedna kolejka linowa. Do tego karczmy, wypożyczalnie sprzętu, szkółki narciarskie i inne atrakcje, choć raczej dalekie od klimatu zakopiańskich Krupówek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co robić w Zakopanem i okolicach, gdy brakuje śniegu?
"Muszę ratować stok"
– Nie mogę teraz rozmawiać, bo muszę stok ratować – odpowiada Michał Misztal, właściciel stoku w kieleckim Telegrafie, gdy do niego dzwonimy. Bo choć narciarstwo również w Tatrach to sport sezonowy, uzależniony od pogody, w niskich górach tę zależność widać jeszcze bardziej. Pogoda zmienia się na niekorzyść narciarzy.
– Jeszcze kilkanaście lat temu prawdziwa zima trwała od dwóch do trzech miesięcy i pogoda była stabilna. Otwieraliśmy stok w połowie grudnia i mogliśmy spokojnie działać aż do marca. Teraz? Przed Bożym Narodzeniem otworzyliśmy stok na dwa dni, w styczniu na dwa tygodnie. Mamy temperatury po 10 stopni na plusie, deszcze. Zima dobiega końca – tłumaczy Misztal w rozmowie z money.pl.
Podaje, że jedna noc śnieżenia stoku to koszt około 5 tys. zł, a takie przygotowanie do otwarcia musi trwać tydzień. – I robimy kilka podejść w sezonie. Do tego przygotowanie do sezonu, wynagrodzenia pracowników, konserwacja i odbiory wyciągów. Same koszty to około 100 tys. zł miesięcznie. Wystarczyłby miesiąc dobrej, zimowej pogody i wyszlibyśmy na zero – wylicza. Ale to nie oznacza jeszcze zysków.
– Dziś jeszcze do interesu nie dokładamy, ale o zarobku trudno mówić. Ratuje nas to, że mamy codziennie czynne lodowisko, sekcje łyżwiarskie, dużo imprez. Działamy w trybie całorocznym - wypożyczalnia rowerów elektrycznych, szkolenia i wycieczki, minigolf. Stok to coraz bardziej dodatek i jeśli sezon zakończy się tak, jak jest, to nie wiem, czy ta część naszego biznesu po prostu nie zaniknie – dodaje Misztal.
"Kiedyś to Kielce leżały koło Tumlina"
Narciarskie tradycje ziemi kieleckiej wciąż są żywe w Tumlinie, niewielkiej wsi na północ od Kielc. – O LKS "Skała" Tumlin pan nie słyszał? Proszę nadrobić zaległości, to była prawdziwa marka. Niedaleko, od lat 50., działała sekcja skoków narciarskich z własną, dużą skocznią. Dla narciarzy kiedyś to Kielce leżały koło Tumlina – mówi Agnieszka Rogowska, współwłaścicielka Tumlin Sport-Ski, gdy ją odwiedzamy.
Gdy opowiada o historii narciarstwa w okolicy, ożywia się, bo ile to się w Tumlinie nie działo. Kiedy zima była zimą, można było mówić o prawdziwym białym szaleństwie. Ale po pytaniu, jak prowadzi się ten biznes dzisiaj, radość w jej głosie znika.
To bardzo ryzykowny biznes, nie można już z tego żyć. Nie te czasy, nie te zimy, a i przyzwyczajenia się pozmieniały. Ale gdy zbudowaliśmy wszystko na naszej własnej ziemi, nie jesteśmy najemcami, do emerytury trzy lata zostały, to co innego mamy teraz zrobić? – stwierdza.
Również w przypadku jej ośrodka miesięczne koszty sięgają nawet 100 tys. zł.
Samo zatankowanie ratraka przed jednym wyjazdem to około 600 zł. Rachunek za światło? W grudniu 15 tys. zł, a "jeździliśmy" tylko cztery dni. 100 osób dziennie to takie minimum, aby móc wyjść na zero – wylicza.
Rogowska podkreśla, że w prowadzeniu rodzinnego biznesu pomagają synowie, więc wiele udaje się zrobić własnymi siłami.
Przypomina, że rachunki i podatki trzeba płacić przez cały rok. W przypadku Tumlina biznes finansowo ratuje karczma – chrzciny, komunie, uroczystości rodzinne. Przydałyby się pokoje gościnne, ale Rogowska uskarża się na rozdmuchaną biurokrację i niewystarczające, jeśli nie zerowe, systemowe wsparcie dla przedsiębiorców.
"Nieczynne z powodu braku mrozów"
Właściciele stoków twierdzą, że problemy takich ośrodków w całym regionie są podobne. "Oddechem" były styczniowe ferie zimowe dla Mazowsza, gdy pogoda dopisała, a na stokach znów zaroiło się od narciarzy. Słyszę to również w Szwajcarii Bałtowskiej, oddalonej o 1,5 godz. jazdy od centrum Kielc. To tam jest pięć tras zjazdowych, kilka wyciągów i baza noclegowo-gastronomiczna.
– Naszym głównym klientem są mieszkańcy województwa mazowieckiego. W tym roku mieliśmy szczęście, że akurat w terminie ferii dla Mazowsza zima była u nas najpiękniejsza od lat. To były bardzo dobre dwa tygodnie z biznesowego punktu widzenia. Teraz? Niestety, jest jak jest, ale robimy, co możemy – mówi nam Monika Pękala, kierownik marketingu Szwajcarii Bałtowskiej.
Podkreśla, że ośrodek korzysta z każdej możliwości, aby utrzymywać pokrywę śnieżną. Rozwija dodatkowe atrakcje, ma własną bazę noclegową na 160 miejsc, współpracuje też z gospodarstwami agroturystycznymi w okolicy, tworząc wspólne oferty.
W Tumlinie i Telegrafie popularnością w prawdziwie zimowe dni cieszyły się też piątkowe nocne jazdy. Jak słyszymy, nawet niektórym warszawiakom opłaca się przyjechać po pracy na godz. 20., jeździć do północy i jeszcze zdążyć wrócić na noc do domu.
Kielce odwiedziłem 31 stycznia. Gdy dwa tygodnie później powstawał ten artykuł, za oknem "rozpychała" się wiosna. Obecnie temperatury są mocno powyżej zera. Na stronach internetowych części ośrodków znajduję informację, że są nieczynne z powodu braku mrozów.
Jedna ze stacji narciarskich w regionie– Niestachów– jest na sprzedaż. Ogłoszenie z połowy stycznia 2024 r. można znaleźć m.in. w internecie. Stok, budynek usługowy, parking i zabudowania towarzyszące wystawiono za kwotę 5 mln 150 tys. zł.
Swego nie znacie?
Nasi rozmówcy podkreślają, że wiedzą, jak daleko Górom Świętokrzyskim do Tatr czy Alp. Mają świadomość, że jako ośrodki narciarskie grają w innej lidze. Zwracają jednak uwagę, że mogliby być ciekawą alternatywą dla tych, którzy chcą nauczyć się jeździć w spokojnych warunkach, albo rozgrzać się narciarsko przed sezonem i wyjazdem do kurortów.
Dumę z narciarskiej infrastruktury słychać w magistracie. – W ostatnich latach Kielce wraz z otaczającymi miejscowościami stają się nowym minicentrum narciarskim, przyciągając amatorów białego sportu z miast centralnej Polski, takich jak Warszawa, Łódź, Radom, Piotrków Trybunalski czy Kalisz – mówi nam Marcin Januchta, rzecznik prezydenta Kielc.
– Możliwość szybkiego wypadu na narty i powrót do domu po kilku godzinach to wielki przywilej, z którego cieszą się mieszkańcy stolicy Świętokrzyskiego– przekonuje money.pl Magdalena Kowalczyk z Regionalnego Centrum Informacji Turystycznej w Kielcach.
Jadąc przez okolice Kielc i samo miasto można się natknąć na tablice informujące m.in. o jaskiniach do zwiedzania, turystycznym szlaku geologicznym, szlaku papieskim, podziemnych trasach. O narciarskich? Trudno oprzeć się wrażeniu, że cicho-sza. Dlatego pytamy w Urzędzie Marszałkowskim, gospodarzu województwa, o wsparcie dla tej gałęzi turystyki i lokalnej gospodarki.
W odpowiedzi czytamy, że urząd "regularnie upowszechnia informacje na temat ośrodków narciarskich, działających w regionie" w wydawanych informatorach turystycznych i ulotce tematycznej, dystrybuowanych m.in. na krajowych i zagranicznych targach turystycznych oraz w punktach informacji turystycznej. Do tego strona internetowa, media społecznościowe, spoty i zdjęcia stoków.
" Staramy się z tym przekazem wychodzić do odbiorców w całym kraju. Nadmieniam, że samorząd województwa świętokrzyskiego nie udziela bezpośredniego wsparcia finansowego, skierowanego do właścicieli firm o charakterze sezonowym. Jednakże – jak wszyscy przedsiębiorcy – także prowadzący ośrodki narciarskie - mogą korzystać z dostępnych form wspierania rozwoju swojego biznesu, np. aplikując o środki unijne" – dodano.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl
Artykuł powstał we współpracy z firmą FCA Poland. Nasi autorzy podczas podróży korzystają z samochodu Jeep udostępnionego nieodpłatnie przez firmę FCA Poland. Firma FCA Poland nie ma wpływu na jakiekolwiek treści, wypowiedzi ani opinie zawarte w artykule.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl