Najszybciej wyludniające się miasta. "Odżałowali dawne życie i przenieśli się do Trójmiasta"
Artykuł jest częścią cyklu #JedziemyWPolskę. Chcesz opowiedzieć o czymś, co dzieje się w Twojej miejscowości? Pisz na dziejesie@wp.pl.
Wszystkie teksty powstałe w ramach cyklu #JedziemyWPolskę znajdziesz tutaj.
Jeśli przyjrzymy się statystykom opublikowanym w raporcie "Najszybciej wyludniające się miasta w Polsce", wniosek nasuwa się sam: największy odsetek wyludnienia w całym kraju odnotowały trzy nadmorskie miejscowości turystyczne: Władysławowo (-36,3 proc.), Hel (-33,9 proc.) i Jastarnia (-33,3 proc.).
Czy faktycznie miasta, które latem przyciągają tysiące gości z kraju i zagranicy w ciągu zaledwie 20 lat opuściła aż jedna trzecia mieszkańców? Postanowiliśmy sprawdzić, jak naprawdę wygląda sytuacja. Okazuje się, że prawda jest znacznie bardziej skomplikowana, a za każdym z trzech miast stoi zupełnie inna historia.
Władysławowo - przyrost nie spadek!
Częściową odpowiedź na pytanie, dlaczego poziom populacji w tych akurat miastach spadł aż tak drastycznie, podają w opisie do raportu sami jego autorzy. "Pierwsze trzy miasta w zestawieniu zawdzięczają swoją pozycję przede wszystkim zmianom administracyjnym (zmiana granicy miasta)" - czytamy na stronie www.polskawliczbach.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ceny na słynnym jarmarku. "Szaszłyk kosztuje chyba najwięcej"
Niektóre tereny w 2002 r. wliczane np. do Władysławowa czy Jastarni dziś nie leżą już w ich granicach, a co za tym idzie - ludzie mieszkający na tych obszarach nie wliczają się do puli mieszkańców miasta.
Może się więc zdarzyć, że liczby nie tylko nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji, ale zupełnie jej przeczą. Tak jest np. we Władysławowie. Potwierdzają to zarówno mieszkańcy miasta, jak i jego włodarze.
- Jakie wyludnienie - słyszę od jednego z mieszkańców, kiedy pytam go o spadek populacji we Władysławowie. - Pani spojrzy, ile nowych domów, po co by je stawiali, gdyby nie było komu mieszkać? - dodaje oburzony.
Podobnie reagują internauci pod wszelkimi publikacjami informującymi, że Władysławowo jest liderem wśród wyludniających się miast. - No, ludzi mniej, a mandatów więcej - ciekawe jak to możliwe? - komentują żartobliwie.
Również burmistrz Władysławowa Roman Kużel nie ukrywa, że nie podoba mu się prezentowanie statystyk, które obarczone są błędem wynikającym ze zmiany granic gminy.
- Statystyki nie są do końca rzetelne. Winne błędnie przedstawionym danym są zmiany administracyjne - podkreśla. - W 2002 r. byliśmy gminą miejską, teraz jesteśmy miejsko-wiejską. 20 lat temu do Władysławowa wliczano również między innymi Jastrzębią Górę, Karwię czy Rozewie. Rzeczywista liczba mieszkańców gminy nie tylko nie zmalała, ale i w ciągu ostatnich 20 lat wzrosła. – komentuje burmistrz Władysławowa Roman Kużel.
Niełatwo żyć w turystycznym raju
Zmiany administracyjne wpłynęły na sytuację nie tylko Władysławowa, ale także Jastarni i Helu. Jednak w tych miejscowościach wyłączenie części terenów z obszaru gminy tylko w części wyjaśniają kwestie wyludniania położonych na Półwyspie Helskim miast. Zdaniem części mieszkańców mieszkanie w turystycznym raju nie jest przyjemne.
Dorota Maćkowiak mieszkała we Władysławowie blisko 50 lat. Dziś jest emerytowaną pielęgniarką, ale przez wiele lat pracy jeździła do pacjentów na całym półwyspie z zastrzykami lub na zmianę opatrunków.
Czytaj także:W poszukiwaniu kwiatu paproci. "Musiała ruszyć nocą sama do lasu, najlepiej nago i na bosaka"
- Przez tę pracę, poznałam bardzo wielu ludzi z okolicy i mogłam obserwować, jak zmienia się ich życie - opowiada nam. - Kiedyś na półwyspie nie było takiego ruchu turystycznego jak dziś. Ludzie przyjmowali letników w swoich domach "na pokoje". Mówiliśmy na nich "stonka", bo wtedy wydawało nam się, że przyjeżdża ich tak wielu i zachowują się jak szkodniki.
Jednak dopiero pod koniec lat 90. to wszystko tak naprawdę wystrzeliło.
- Kto miał kawałek ziemi przy domu, dobudowywał dodatkowe pomieszczenia, zaczęły powstawać nowe pensjonaty i hotele - opowiada pani Dorota. - Dla starszych ludzi przestało to być dobre miejsce do życia. Przez kilka miesięcy w roku na półwyspie trudno normalnie żyć. Jeśli ktoś pracuje w innej miejscowości niż mieszka, to nawet wrócić z pracy do domu mu ciężko, bo wszędzie korki i tłok. Do tego drożyzna. Dlatego wielu moich znajomych sprzedało stare chałupy, na których remont nie było ich stać, odżałowało dawne życie i przeniosło się do Redy, Rumi, Gdyni czy Wejherowa - mówi emerytowana pielęgniarka.
Zdaniem pani Doroty także wielu młodych, choć pobudowało na półwyspie domy, to wcale nie po to, by w nich mieszkać.
- Postawili na ziemi rodziców domy wczasowe lub ośrodki pod wynajem, ale też nie chcą tu być na stałe. To jest piękne miejsce, ale do codziennego życia wcale nie jest takie przyjazne, zwłaszcza w tych wakacyjnych miesiącach - ocenia. - My, którzy pamiętamy te małe miejscowości z dawnych czasów, wspominamy je z sentymentem, ale tamte czasy już nie wrócą - dodaje.
Czytaj także:Marsz Śledzia, czyli szalony spacer przez Zatokę Pucką
Winni nie tylko turyści
Choć masowy napływ gości z pewnością może być uciążliwy, włodarze Jastarni czy Helu nie w nim upatrują główną przyczynę spadku populacji. Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni, potwierdzając fakt wyludniania się gminy, nie łączy tego zjawiska z uciążliwością turystów. - Przyczyn upatruję w spadku dzietności, wysokich cenach gruntów i mieszkań oraz wchłanianiu młodzieży przez duże, całorocznie atrakcyjne ośrodki miejskie jak Trójmiasto, Warszawa i inne - zarówno w Polsce, jak i za granicą - wyjaśnia.
A co z Helem?
Tu sytuacja wygląda jeszcze inaczej. Za główną przyczynę zmniejszenia się liczby mieszkańców władze Helu uważają likwidację wojska. Można więc powiedzieć, że spełniły się obawy mieszkańców miasta, które wyrażali w 2006 roku, gdy decyzją rządu zlikwidowano jednostki wojskowe w Helu. W ówczesnych doniesieniach prasowych podkreślano, że lęk lokalnej społeczności nie jest bezpodstawny, bo blisko połowa z 5 tys. mieszkańców albo pracuje w wojsku, albo z niego żyje.
Likwidacja jednostek znacząco wpłynęła na spadek liczby mieszkańców Helu. Do tego doszły też inne przyczyny.
Czytaj także:Widać ich już z daleka. "Modlę się, żeby nie szli do mojego przedziału"
- Likwidacja największego zakładu pracy PPiUR Koga, migracja młodzieży do szkół w Trójmieście, ale też atrakcyjne ceny przy sprzedaży mieszkań - wymienia Żanna Sępińska, kierownik Zespołu ds. Promocji, Turystyki i Kultury w Urzędzie Miasta Helu. - Często emerytowani wojskowi sprzedają mieszkania i wyprowadzają się - wyjaśnia. - Brakuje też zakładów przemysłowych, które gwarantowałyby zatrudnienie. Jednocześnie pozwala to mieszkańcom i turystom cieszyć się świeżym powietrzem.
Żanna Sępińska nie ukrywa, że w Helu pozostały przede wszystkim działalności gospodarcze związane z turystyką, jak usługi hotelarskie, gastronomiczne czy sprzedaż pamiątek.
Wygląda więc na to, że choć ruch turystyczny może być uciążliwy i skłaniać część mieszkańców do przeprowadzki, dla innych to właśnie letnicy są źródłem utrzymania i to dzięki nim mogą na Półwyspie Helskim zostać i pracować.
_*Raport "Najszybciej wyludniające się miasta w Polsce" przygotowany został na podstawie danych z Głównego Urzędu Statystycznego z alt 2002 i 2022 przez www.polskawliczbach.pl._
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl