Wyjątkowe miejsce na Podkarpaciu. Jeden z najpiękniejszych pałaców w Polsce
Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski #JedziemyWPolskę. Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Przed wyjazdem na Podkarpacie moim głównym celem był zamek w Krasiczynie. Jak sprawdziłam przed podróżą, najłatwiej dotrzeć do niego ze znajdującego się ok. 15 km od przejścia granicznego z Ukrainą Przemyśla. Tutaj jednak moje plany uległy niespodziewanej zmianie. Przemyśl, często określany mianem "miasta pogranicza", a w ostatnich latach kojarzony głównie z charakterystycznym pociągiem, do którego wsiadają politycy udający się do Kijowa, totalnie mnie zachwycił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najpiękniejsze uzdrowiska w Polsce. W ilu z nich byliście?
Przemyśl to jedno z najstarszych polskich miast
Do Przemyśla wybrałam się pociągiem i natychmiast po przyjeździe moją uwagę przykuł przepiękny, neobarokowy dworzec kolejowy z XIX w. i jego niemal pałacowe wnętrza. Na przestrzeni lat budynek był kilkukrotnie przebudowywany, a dopiero remont w latach 2010-2012 pod okiem konserwatora zabytków przywrócił mu wygląd sprzed stu lat.
Z dworca spacerem udałam się w kierunku Starego Miasta i dosłownie z każdym krokiem moje zaskoczenie rosło. Przemyśl to jedno z najstarszych polskich miast, a pierwsze wzmianki o nim pochodzą z X w.
Sercem miasta jest rynek, otoczony kamienicami z przełomu XVIII i XIX w. To, co wyróżnia przemyski rynek spośród innych, to jego pochyłość. Do dziś nie do końca wiadomo, dlaczego powstał akurat w tym miejscu. W oczy od razu rzuciła mi się charakterystyczna fontanna z niedźwiedziem, którego postać jest częścią herbu miasta.
Wokół rynku można znaleźć mnóstwo klimatycznych kawiarni oraz słynną już, samoobsługową piekarnię, która oferuje lokalne wypieki. W okolicy rynku z kolei moją uwagę zwrócił majestatyczny, barokowy sobór św. Jana Chrzciciela i otaczające go rzeźby przywodzące na myśl podobnie okazałe budynki sakralne we włoskich miastach takich jak Noto czy Syrakuzy na Sycylii.
Na uwagę zasługuje też monumentalny kościół św. Marii Magdaleny i przylegający do niego klasztor franciszkanów. Niestety do dziś nie zachował się wzniesiony w poł. XVI w. i zaprojektowany przez włoskiego architekta Bononiego budynek ratusza, który został rozebrany w XVIII w. decyzją władz zaborczych.
Zamek w Krasiczynie to prawdziwa perełka polskiego renesansu
Chociaż w Przemyślu chętnie spędziłabym znacznie więcej czasu i na pewno tam wrócę, moim głównym celem podczas tego wyjazdu był zamek w Krasiczynie. Do zamku można dojechać z Przemyśla autobusem. Cena biletu to 5,5 zł.
Na miejscu zdecydowałam się na opcję zwiedzania z przewodnikiem i o wyznaczonej godzinie dołączyłam do większej, zorganizowanej grupy turystów. Zwiedzanie trwało nieco ponad godzinę, w trakcie której przewodnik przybliżył nam ciekawą, momentami trudną historię zamku. Wcześniej z kolei miałam okazję przespacerować się po otaczającym budowlę parku, który jest jednym z najpiękniejszych parków krajobrazowych w Polsce. Rośnie tu ponad dwieście gatunków drzew i krzewów z całego świata. Spacer wokół zamku zrobił na mnie spore wrażenie i przywołał wspomnienia ze słynącej z renesansowych perełek francuskiej Doliny Loary.
Krasiccy byli założycielami Krasiczyna
Historia zamku w Krasiczynie sięga przełomu XVI i XVII w., kiedy to Stanisław Krasicki, kasztelan przemyski, na obrzeżach dawnej miejscowości Śliwnica wybudował zamek obronny, a teren wokół niego nazwał od swojego nazwiska - Krasiczyn.
Po śmierci Stanisława w 1602 r. zamek przeszedł w ręce jego syna, Marcina, który przebudował okazałą, lecz surową twierdzę obronną ojca i uczynił z niej przepiękną rezydencję. Wówczas to m.in. powstały cztery piętrowe baszty, które dziś są symbolem zamku w Krasiczynie, a których kształt i wygląd miał być ukłonem w kierunku szczebli ówczesnej hierarchii władzy.
Powstała więc baszta boska, której kopuła przywodzi na myśl kopułę najsłynniejszej bazyliki na świecie, bazyliki św. Piotra w Rzymie. Wewnątrz Krasicki urządził kaplicę zamkową, która jest dziś jedynym zachowanym pomieszczeniem pochodzącym z tego okresu.
W baszcie papieskiej, której attyka zyskała kształt tiary papieskiej, przyjmowano osoby duchowne.
Kolejną basztą była baszta królewska, z kopułą w kształcie korony króla Zygmunta III Wazy i ostatnia, czwarta, czuwająca nad trzema pozostałymi to baszta szlachecko-rycerska.
Na początku XVII w. mury zamku zostały przyozdobione imponującą dekoracją ścienną z grafitu. Do dziś przetrwała niestety jedynie połowa z 7 tys. m kw., która pomimo tego robi ogromne wrażenie.
– Tak to już bywa w tym życiu – żartował w pewnym momencie przewodnik - że jak człowiek już się wybuduje, a jeszcze ogrodzi, to się pakuje i odchodzi. Rzeczywiście, Marcin Krasicki umarł bezpotomnie w 1632 r., a zamek przekazał swojemu bratankowi Konstantynowi Krasickiemu, który jednak słynął z hulaszczego trybu życia i wkrótce Krasiccy stracili prawa do budowli. Przez kolejne lata zamek zmieniał właścicieli, aż w końcu w XIX w. wykupił go książę litewski, Leon Sapieha.
Kopuła baszty boskiej przypomina kopułę Bazyliki św. Piotra w Rzymie Źródło: WP
W trakcie wojny zamek ogołociła Armia Czerwona
Niestety okres II wojny światowej mocno doświadczył zamek w Krasiczynie. Przed wkroczeniem Armii Czerwonej, właściciele podjęli próbę wywozu jak największej ilości wartościowych przedmiotów. Nie udało się uratować wszystkiego. To, co zostało ocalone, to m.in. część księgozbioru, która liczyła aż 20 tys. woluminów, portrety rodu Sapiehów oraz część wyposażenia.
Najcenniejsze przedmioty trafiły pod opiekę kardynała Adama Sapiehy, który przechowywał je w Pałacu Biskupim w Krakowie aż do swojej śmierci w 1951 r. Wówczas zbiory przejął i upaństwowił Urząd Bezpieczeństwa, a następnie ówczesna władza rozdysponowała je do muzeów na terenie całego kraju.
Około 14 tys. uratowanych z Krasiczyna woluminów, znajduje się dziś na zamku w Pieskowej Skale. Pozostałe przedmioty trafiły na Wawel. Niestety, to, czego właściciele nie zdążyli wywieźć z zamku, zniszczyli bądź splądrowali żołnierze Armii Czerwonej. Przez okna wyrzucali meble, a książkami palili w piecu centralnego ogrzewania.
Sowieci nie oszczędzili nawet krypt sapieżańskich. Ciała pochowanych zbezcześcili, zaś trumny służyły im do pojenia koni.
Choć trudno w to uwierzyć, obecnie na zamku w Krasiczynie z całego oryginalnego wyposażenia pozostały jedynie trzy krzesła. – Niech sobie państwo wyobrażą, ponad sto pomieszczeń i tylko trzy krzesła – powtórzył przewodnik, a my tylko pokiwaliśmy znacząco głowami.
Niestety historia zamku w Krasiczynie do złudzenia przypomina losy innych zabytków, które także zostały splądrowane w czasie II wojny światowej. Ostatni prywatny właściciel zamku w Krasiczynie zmarł bezpotomnie w 1944 r. Jego śmierć była jednocześnie końcem krasiczyńskiej linii rodu Sapiehów.
Powierzchnia zamku jest pokryta wyjątkową dekoracją ścienną z grafitu. Źródło: WP
Skomplikowana powojenna historia zamku
Po wojnie zamek został upaństwowiony i również przez lata zmieniał właścicieli. Na początku organizowano tutaj kursy i szkolenia. Potem Ministerstwo Leśnictwa założyło w jego wnętrzach technikum leśnictwa. Od 1972 r. właścicielem była Fabryka Samochodów Osobowych FSO na Żeraniu. Wówczas to rozpoczął się remont zamku.
Niestety, choć prace remontowe trwały niemal dwadzieścia lat, prawie nic nie zostało ukończone i oddane od użytku. Za to zdemontowane elementy wyposażenia, takie jak kominki, portale czy boazerie, które oddano do konserwacji, nigdy do zamku nie powróciły.
Od 1996 r. właścicielem budynku jest Agencja Rozwoju Przemysłu, która z lepszym skutkiem kontynuuje prace konserwatorskie, m.in. w zabytkowej kaplicy zamkowej. W zamku funkcjonuje obecnie także hotel i restauracja. W salach reprezentacyjnych z kolei organizowane są konferencje, a pary młode bardzo chętnie wybierają to miejsce na swoje śluby i wesela.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl