WP Ważny temat
WP Ważny temat

Gdzie się podziały słynne golasy? W Chałupach ich nie znalazłam

Lipiec. Niedziela. Pogoda całkiem przyjemna. Tymczasem na oficjalnej plaży nudystów w Chałupach - ani jednego golasa. Na "tekstylnej" więcej osób - ale w porównaniu do obłożenia trójmiejskich plaż - raczej pusto. Trzydzieści lat temu, kiedy przebój Zbigniewa Wodeckiego już od blisko dekady był hymnem każdych wakacji, bawiono się w Chałupach zupełnie inaczej.

Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski #Jedziemy WPolskę. Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.

Czy kiedyś było tu lepiej, czy gorzej? To zależy od oczekiwań. Ja przywitałam pustą plażę z ulgą, ale też niemałym zdumieniem.

Tysiące przyczep - niewielu ludzi

W połowie lat 90. byłam nastolatką. Chałupy odwiedzałam rzadko. Czasem na kilka godzin przyjeżdżałam z tatą na windsurfing i z tym najbardziej kojarzyła mi się ta wakacyjna miejscówka. Zaskakiwało mnie wtedy, że ludziom, którzy przyjeżdżają tu na wakacje, nie przeszkadza, jak ciasno ustawiane są na polach namioty lub przyczepy kampingowe.

W minioną niedzielę zdziwiłam się jeszcze bardziej. Odstęp między kamperami ledwo pozwalał się między nimi przecisnąć. Idąc na plażę dla surferów od strony zatoki przy obleganym campingu nr 6, czułam się jak podglądaczka, przechodząc pół metra od okien letniskowych domków.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nie baczą na brak pogody i korzystają z urlopów na maksa. "Nie każdy by miał odwagę"

Widząc nagromadzenie przyczep, byłam przekonana, że nad morzem nie będzie gdzie szpilki wcisnąć. Od strony zatoki spodziewałam się widoku sprzed 30 lat - dziesiątek kolorowych żagli śmigających przy brzegu półwyspu. Wiało całkiem porządnie i po kilku deszczowych dniach niedziela przyniosła naprawdę ładną i słoneczną pogodę. Tymczasem na płytkich wodach tylko kilkanaście osób korzystało z przychylności natury. Trzy dziewczyny brały lekcje windsurfingu, dwie osoby próbowały swoich sił na kitesurfingu. Kilka osób pływało na SUP-ach.

Dyskusje o zdrowiu zamiast wyborów Miss Natura

Gdzie te tłumy? - pomyślałam. Trochę ludzi kręciło się po kampingu, niewielka kolejka ustawiła się pod budką z lodami. Stanęliśmy i my. Lody pyszne. Pistacjowe znakomite, beza z malinami też bardzo dobra. Cena za gałkę - 9 zł.

Przy okazji dowiedzieliśmy się od przemiłej dziewczyny sprzedającej lody, że bezowe są smakiem odbywającego się właśnie na kampingu festiwalu. Na hasło " festiwal" zaczęłam się zastanawiać, czy w Chałupach wciąż odbywają się konkursy Miss Natura czy Miss Mokrego Podkoszulka, które 30 lat temu regularnie organizowano w różnych nadmorskich miejscowościach. Dziś chyba taka impreza nie miałaby racji bytu. Wywołałaby falę krytyki i oburzenia.

Okazało się, że festiwal ma zupełnie inny charakter niż zabawy sprzed trzech dekad. Trochę muzyki wieczorem, a w ciągu dnia spotkania z gośćmi i pogadanki. Dziewczyna sprzedająca lody powiedziała nam, że poruszane są różne tematy, m.in. dotyczące zdrowia, np. tego jak dbać o skórę latem. My akurat załapaliśmy się na rozmowę o zdrowiu psychicznym, stresie i sposobach radzenia sobie z hejtem.

Pomyślałam, że trzydzieści lat temu nikt by nawet nie pomyślał, żeby organizować takie wydarzenie jako festiwalową letnią atrakcję, a dziś spotkanie przyciągnęło kilkudziesięciu młodych ludzi. Zaczęłam dostrzegać, że zmieniło się znacznie więcej niż to, co widać na pierwszy rzut oka.

Na plaży spokojnie

Postanowiliśmy przejść na drugą stronę półwyspu i zobaczyć, jak wypoczywają turyści nad otwartym morzem. Wcześniej próbowałam się jeszcze dowiedzieć, czy plaża dla nudystów w Chałupach wciąż działa, ale ani młoda, może dwudziestoletnia sprzedawczyni lodów, ani pani w sklepie, gdzie kupowaliśmy napoje, nawet o niej nie słyszały. Naprawdę sporo się zmieniło.

Nad otwartym morzem, przy wejściu nr 18, wreszcie udało się znaleźć letników, ale też znacznie mniej niż się spodziewałam w środku wakacji. Kilka osób chlapało się w morzu, jakieś dziecko biegało z latawcem, dwóch chłopców grało w piłkę i nikomu to nie przeszkadzało, bo znalezienie dużego, pustego placu tuż przy wejściu nie było żadnym wyzwaniem.

Reszta trzaskała się na brąz na kocach i ręcznikach, sporadycznie osłoniętych parawanami. Korzystając z tego niespodziewanego, cudownego spokoju - postanowiliśmy zostać chwilę na plaży, wykąpać w całkiem ciepłym Bałtyku i nacieszyć słońcem, którego przez poprzednie dni było jak na lekarstwo.

Wodecki wciąż śpiewa w Chałupach

Po krótkim relaksie ruszyliśmy dalej. Czas znaleźć słynną plażę nudystów. Zgodnie z informacjami z internetu, plaża dla naturystów miała znajdować się znacznie dalej, między wejściami 24. a 26. Zaczęło się chmurzyć. Postanowiliśmy więc nie iść plażą, tylko przejechać samochodem na skraj Chałup, w stronę Kuźnic, po drodze odwiedzając interaktywną ławeczkę Zbigniewa Wodeckiego. Trzydzieści lat temu jej tu oczywiście nie było, ale duch jego przeboju był w miejscowości znacznie bardziej wyczuwalny.

Czytaj także:Sensacyjne odkrycie w Gdańsku. "Kawał chłopa, jak na tamte czasy"

Usiadłam na kamiennej ławce, wcisnęłam przycisk i czekałam. Podświadomie spodziewałam się, że za chwilę usłyszę słowa: " Jak co roku w Chałupach, gdy zaczyna się upał, słychać wielki szum, można spotkać golasa, jak na plaży w Mombasa, golców cały tłum...". Ku mojemu zdumieniu z głośnika rozległo się nastrojowe: " Zacznij od Bacha". Od pana parkingowego dowiedziałam się, że w repertuarze ławeczki jest więcej utworów artysty i na hit o Chałupach też się można załapać.

Nad morzem trzeba zjeść rybkę

Od piosenki płynnie przeszliśmy na rozmowę o plaży dla nudystów. Pan potwierdził, że działa i jest niedaleko. - Właśnie kilka osób z niej zjechało, bo zbiera się na deszcz - usłyszałam.

Dowiedziałam się też, że są stali bywalcy, jak para z Gdańska, która każdego roku przyjeżdża nawet kilkanaście razy. Zdaniem pana pięknie opaleni na czekolady. Na pytanie czy dużo osób korzysta z plaży dla nudystów, pan, na oko zbliżający się do emerytury, stwierdził, że od dawna nie ma takiego szaleństwa jak w latach 80. czy 90. - Znacznie mniej, ale tak do końca to nie wiem, bo sam nigdy na tej plaży nie byłem - oświadczył zdecydowanie.

Przeszliśmy więc na bezpieczniejszy temat – gdzie możemy zjeść najlepszą rybę. Pan wskazał nam portową smażalnię tuż obok i oświadczył, że w Chałupach jest wiele miejsc, gdzie w sezonie zjemy naprawdę dobrą rybę, więc nie wie, czy ta jest najlepsza, ale on sam tu jada i gwarantuje, że będziemy zadowoleni.

Nie kłamał. I flądra, i dorsz spotkały się z naszą pełną aprobatą, podobnie jak frytki i fantastyczne ogórki małosolne. Bez zawału przyjęliśmy też rachunek. Obiad nie był za grosze, ale 58 zł za dużą porcję flądry, górę frytek i ogórków, uznaliśmy za uczciwą cenę.

W poszukiwaniu słynnej plaży

Po posiłku w końcu dotarliśmy do wejścia nr 26. Słońce już wyszło, po deszczu zostało tylko wspomnienie. Ale na plaży żywego ducha. Nie było też żadnej tablicy informującej, że zbliżamy się do plaży, na której obowiązują stroje Adama i Ewy.

Czytaj także:Najtańsze all inclusive na drugą połowę wakacji. Jeden kraj nie ma sobie równych

Staliśmy pełni wątpliwości. Może to jednak nie tutaj? Piękna, szeroka plaża, pogoda też dopisuje, więc czemu nikogo tu nie ma? Gdzie ten tłum golasów? Gdzie ci "tekstylni" siedzący w krzakach? Gdzie jest ktokolwiek? Takich pustek nawet zimą na plaży nie widziałam. Dosłownie - w zasięgu wzroku żywej duszy.

Zdecydowaliśmy się przejść plażą do wejścia nr 24. Spory kawałek drogi, ale po pustej plaży taki spacer to sama przyjemność. Bliżej centrum Chałup zaczęli pojawiać się ludzie. Kilkoro spacerowiczów i jeden zażywający kąpieli słonecznych. Zdecydowanie "tekstylny".

Chałupy welcome to - warto zobaczyć nowe oblicze letniska!

Zaczęłam już podejrzewać, że ta plaża to miejska legenda, a ostatni naturyści odwiedzili ją w poprzednim stuleciu. Ale nie. Przy wejściu nr 24 jak byk stoi znak informujący, że od tego miejsca do wejścia nr 26 nudyści mogą czuć się swobodnie. Nic dziwnego. Kto miałby ich tu podglądać? Cały czas zadaję sobie pytanie, czy tak pusto jest tu zawsze, czy to niedzielne popołudnie było jednak wyjątkowe?

Z relacji zamieszczonych w sieci wynika, że są amatorzy spędzania czasu na najstarszej i z pewnością najsłynniejszej w Polsce plaży dla nudystów. Chyba jednak nie ma ich tak wielu, jak 30 lat temu i akurat tego dnia, kiedy ja wybrałam się do Chałup, nie korzystali z kąpieli słonecznych.

Generalnie Chałupy zaskoczyły mnie brakiem tłumów i dużym spokojem. Żadnych dmuchańców ani kakofonii dźwięków dolatujących z konkurencyjnych budek z jedzeniem. Golasów zero, surferów niewielu, plażowiczów też. Tylko na kempingu ścisk przyczep znacznie większy niż trzydzieści lat temu. Zamiast Miss Natura, festiwal, który w programie ma dyskusje o zdrowiu psychicznym. Albo trafiłam na absolutnie nietypowy dzień w Chałupach, albo naprawdę wiele się tu zmieniło.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl