WP Ważny temat
WP Ważny temat

Cisza klasztoru splata się z krzykiem ptaków. Kraina siedmiu wyznań

Znana jest jako polski biegun zimna i miejsce, gdzie ludzi mówią z charakterystycznym zaśpiewem. Suwalszczyzna to region, w którym wielu Polaków nigdy nie było. Ale ci, którzy tam trafią, często zakochują się w nim bez pamięci. Wiedziona opowieściami znajomych, ruszam na wyprawę w północo-wschodni narożnik Polski.

Artykuł jest częścią letniej edycji cyklu Wirtualnej Polski #Jedziemy WPolskę. Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.

Podobnie jak wielu innych turystów, do Suwałk nigdy wcześniej nie dotarłam. Mazury owszem, nawet te głębokie, zbliżające się do Ełku mam spenetrowane, ale dalej jakoś drogi mnie nie zawiodły. Po latach podróżowania uznałam więc, że czas się zapuścić na Suwalszczyznę.

Podróż dla cierpliwych

Już na etapie planowania wyjazdu los rzuca mi kłody pod nogi, a właściwie transport publiczny je rzuca, bo okazuje się, że choć Gdańsk od Suwałk dzieli niespełna 400 km, dotrzeć tam bez samochodu nie jest łatwo. Pociągów bezpośrednich brak. Aby przedostać się "na drugą stronę" Warmii i Mazur musiałabym jechać pociągiem przez Warszawę, gdzie czeka mnie przesiadka, a w wielu przypadkach także druga - w Białymstoku. Czas przejazdu ok. ośmiu godz.

Wybieram opcję autobusową. Decyduję się więc na Flixbusa - przewidywany czas podróży ok. siedmiu godzin. Ale przynajmniej bez przesiadek. Już z dworca PKS w Gdańsku startujemy z półtoragodzinnym opóźnieniem, bo jak się okazuje, trasa autobusu wiedzie z Paryża do Wilna i jadąc przez Europę, pojazd złapał obsuwkę.

Tuż przed podróżą - klimat jak przed wyjazdem na kolonie

Tuż przed podróżą - klimat jak przed wyjazdem na kolonie

Autor: Katarzyna Wośko

Źródło: WP

Efekt jest taki, że z domu wyszłam o godz. 11, a do Suwałk docieram grubo po 22. Ale jestem na miejscu. Po wielu godzinach w pozycji siedzącej, do hotelu chętnie ruszam pieszo. Miasto wita mnie urzekającym wręcz spokojem. Wieczór przy głównej ulicy cudowny, pachną lipy i jaśminy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Tłumy w polskim mieście. Nie tylko nadmorskie kurorty są oblężone

Z samego rana wraz z umówioną grupą ruszam na podbój Suwalszczyzny. Pierwszy etap pokonujemy rowerami, bo Suwałki to idealne tereny dla cyklistów, którzy nie lubią jeździć pod górę. Na pierwszy ogień bierzemy Muzeum Marii Konopnickiej, która pierwsze lata życia spędziła właśnie w tym mieście. Później główna ulica Kościuszki, wzdłuż której znajdują się niemal wszystkie najważniejsze obiekty zabytkowe.

Suwałki potrafią oczarować kameralnym klimatem, niską zabudową, uporządkowaniem i dbałością o miejską zieleń. Nie ma tu tłumów turystów, choć przyjezdnych nie brakuje.

Okolica z lotu ptaka

Dalej w planie mamy wycieczkę samolotem. Z pokładu maleńkiej cessny widzimy, jak pięknie Suwałki otoczone są ogromnymi lasami, przetykanymi gęsto okazałymi jeziorami. Nasz pilot bez trudu rozpoznaje: tu jest jezioro Hańcza, tam widać Wigry, a tam już nie lecimy, bo od razu Białoruś albo Litwa poderwałyby swoje samoloty. Dalej jest już granica.

Spojrzenie na Suwalszczyznę z góry pozwala zobaczyć jak "dziki" jest to teren. Suwałki i inne miasta czy wioski są tylko kroplami w bezkresie lasów i jezior.

Kraina siedmiu wyznań

Ale schodzimy na ziemię i ruszamy w stronę jeziora Hańcza, czyli na północny zachód. Po drodze zatrzymujemy się w Wodziłkach, gdzie zachowała się jedna z cerkwi staroobrzędowców.

- Musicie wiedzieć, że na tych terenach żyją obok siebie ludzie aż siedmiu wyznań - mówi Barbara Kowalewska, przewodniczka po Suwalszczyźnie, która swoją wiedzą mogłaby obdzielić kilka osób. - Są tu osoby wyznania rzymskokatolickiego, ewangelicko-augsburskiego, prawosławnego, żydowskiego, muzułmańskiego, adwentyści dnia siódmego oraz staroobrzędowcy. W Wodziłkach przetrwała do naszych czasów molenna staroobrzędowców z XIX w. Ale nie będziemy mogli do niej wejść, bo bardzo rzadko jest otwierana.

Mamy jednak szczęście. Akurat tego dnia kilka osób planuje sprzątanie swojej świątyni. Zgadzają się, abyśmy weszli do przedsionka. Tylko tam, bo progi samej molenny można przekroczyć tylko w specjalnym stroju - kobiety muszą mieć na sobie długą spódnicę i chustkę na głowie. Udaje nam się więc zajrzeć z przedsionka. Cerkiew urządzona jest bardzo skromnie, dominuje intensywny kolor błękitny. Zdjęć wnętrza nie robimy.

W Suwałkach i okolicy żyje ok. 500 staroobrzędowców, jednak brakuje im nastawników (we wspólnotach bezpopowców nastawnik to osoba, która prowadzi nabożeństwa i przewodniczy życiu religijnemu gminy wyznaniowej).

Ruszamy dalej w stronę Hańczy, najgłębszego jeziora w Polsce. Gdy stajemy na pomoście przy jego brzegu, aż trudno uwierzyć, że jego głębokość to aż 108 m. O tym, że nie jest to płytkie jezioro, świadczy jego niepowtarzalny kolor wody - ciemnoniebieski, momentami aż granatowy. Na brzegach wielkie głazy. Miejsce czaruje ciszą odgłosów ludzkich i bogactwem odgłosów natury. Przekrzykujące się ptaki, cykające owady, pluskające ryby, rechoczące żaby... Wszystko to tworzy jakiś dziki koncert, który zdaje się nas hipnotyzować.

Głazowisko - unikat na skalę światową

Choć chciałoby się tu zostać na dłużej - ruszamy dalej. Po drodze zatrzymujemy się, żeby zobaczyć głazowisko Bachanowo nad Czarną Hańczą. To rezerwat przyrody, obejmujący ok. 1 ha powierzchni, gdzie widzimy unikatowe na skalę światową zjawisko tzw. bruku lodowcowego, czyli rozrzuconych bez ładu i składu większych i mniejszych głazów.

Nagromadzony materiał skalny przywędrował tu wraz z masą gliny zwałowej ze Skandynawii około 12 tys. lat temu, w okresie zlodowacenia północnopolskiego. Na małej powierzchni występuje skupisko ok. 10 tys. głazów narzutowych o obwodach od 0,5 do 8 m. Na terenie Suwalszczyzny jest jeszcze kilka głazowisk, a wśród nich 50-krotnie większe od Bachanowa - głazowisko Rutka.

Spektakularne widoki

Kolejnym przystankiem na trasie są Stańczyki. Tej atrakcji chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Monumentalne mosty nad wielką doliną maleńkiej rzeczki Błędzianki to wiadukty nieczynnej linii kolejowej Gołdap - Żytkiejmy (31 km). Mosty w Stańczykach są jednymi z najwyższych w Polsce. Ich wysokość to 36 m, a długość - 200 m. Jest to żelbetowa konstrukcja pięcioprzęsłowa o równych łukach.

Już samo przejście przez jeden z wiaduktów robi ogromne wrażenie, jednak największe emocje pojawiają się, gdy zdecydujemy się zejść w dół doliny i spojrzymy na potężne konstrukcje z dołu. Warto to zrobić, bo z tej perspektywy wyglądają naprawdę spektakularnie.

Wigry - szalona linia brzegowa i skupienie pustelników

O atrakcjach Suwalszczyzny mogłabym opowiadać jeszcze długo, choć spędziłam tam zaledwie trzy dni. Na koniec wspomnę więc jeszcze tylko o miejscowości i jeziorze Wigry.

Samo jezioro urzeka nieprzewidywalnym rzeźbą brzegu, jakby jakiś szalony grafik postanowił narysować na jego krawędzi najbardziej "zakręconą" linię brzegową świata. Zatoki i zatoczki, pojawiające się znikąd cyple i półwyspy oraz nieoczekiwane zwroty kierunków. I tak jak nad Hańczą - wielogłosowy chór nadwodnych stworzeń. Tak zapamiętałam krótki pobyt nad Wigrami.

Ale Wigry to nie tylko jezioro. To także wioska, zdominowana przez pokamedulski klasztor. To miejsce wyjątkowe, gdzie atmosfera jest wręcz metafizyczna. Dawne eremy (pokoje pustelników) tworzą jakby odrębny świat, którego warto dotknąć z bliska.

Klasztor kamedułów w Wigrach ufundowany został w 1667 r. przez Jana II Kazimierza Wazę, który nakazał zakonnikom codzienną modlitwę o oddalenie od kraju wszystkich nieszczęść. Reguła zakonu jest wyjątkowo surowa. Zakonnicy są zobowiązani do pracy fizycznej, modlitwy, pokuty oraz życia pustelniczego. Żyją we własnych domkach, zachowując milczenie i zbierając się tylko na modlitwy (oraz kilka razy do roku na wspólne posiłki). Wyrzekają się potraw mięsnych.

Klasztor w Wigrach nie jest jednak obecnie czynny jako miejsce życia pustelników. W 1805 r. został skasowany. W latach 1975–2010 mieścił się tu Dom Pracy Twórczej Ministerstwa Kultury i Sztuki. Obecnie obiekt ponownie wrócił we władanie Kościoła, a w dawnych eremach znajdują się pokoje gościnne i apartamenty, które można odpłatnie wynajmować, jeśli potrzebujemy kilku dni na skupienie i kontemplację. Bardzo ascetycznie wyposażone wydają się doskonałym miejscem dla osób, które potrzebują kilku chwil na zatrzymanie się i przemyślenie własnego życia.

Gdybym miała w kilku słowach podsumować wrażenia z Suwalszczyzny, na pewno zwróciłabym uwagę na jej niesamowitą przyrodę i spokój. Poza pojedynczymi miejscami jak Stańczyki czy styk trzech granic (Polski, Litwy i Białorusi), gdzie turyści walą tłumnie, w tym regionie jest mnóstwo miejsc, gdzie panuje cisza i absolutny spokój, a spacery w zupełnej samotności nie są luksusem.

No i kuchnia, na której opisanie potrzeba osobnego materiału... Kartacze, babki ziemniaczane, cepeliny, bogactwo ryb słodkowodnych, sękacze, mrowiska. Długo można by wymieniać.

A na koniec, choć to przecież najważniejsze - ludzie. Życzliwi, pomocni, otwarci i zakochani w swojej kulturze, ale mający do siebie dystans, czego dowodem jest fakt, że na materiałach promocyjnych Suwalszczyzny znajdziemy symbol białego niedźwiedzia oraz hasło: "Dla mnie się tu podoba".

Niezależna opinia redakcji. Materiał został zrealizowany podczas wyjazdu zorganizowanego przez Urząd Miejski w Suwałkach

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl